- Czy gospodarka ma związek z Konstytucją? Czy ma związek z Demokracją?
Odpowiedź, choć nie jest na pierwszy rzut oka oczywista, brzmi: TAK.
- Dlaczego?
Otwórzmy Konstytucję.
Cały Rozdział X Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej poświęcony jest Finansom Publicznym.
- Co to są Finanse Publiczne?
To środki pieniężne państwa polskiego, przede wszystkim w ramach budżetu państwa i budżetów samorządów terytorialnych. Innymi słowy – to nasze wspólne pieniądze, które są w dyspozycji władz.
- Czy władza może wydawać je wedle własnego uznania?
Oczywiście, że TAK! Ale są pewne ograniczenia. Nakłada je KONSTYTUCJA.
Art. 216 Konstytucji mówi, że „Nie
wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w
następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości
rocznego produktu krajowego brutto. Sposób obliczania wartości rocznego
produktu krajowego brutto oraz państwowego długu publicznego określa
ustawa.”
Innymi słowy – Rząd może wydawać pieniądze tak, jak uważa za potrzebne, ale musi pilnować, żeby dług publiczny (czyli
przede wszystkim zadłużenie w budżecie państwowym i zadłużenie w
budżetach samorządów) nie przekroczył 3/5 PKB.
Jest to bardzo
dobra reguła, która zmusza rządzących do pilnowania finansów kraju. Gdy
wybuchł kryzys finansowy, była zresztą bardzo chwalona i pokazywana jako
dobra praktyka, która pomaga w odpowiedzialnym zarządzaniu finansami
publicznymi i zapobiega załamaniu się i niewypłacalności gospodarki.
- Wydatki, deficyt budżetu – jak to wpływa na dług publiczny?
Żeby finansować wydatki z budżetu państwa rząd musi mieć dochody. Są to np. wpływy z podatków, ale także emisja obligacji.
Emitując
obligacje państwo się zapożycza i zobowiązuje się do odkupienia ich potem z pewnym procentem tak, żeby inwestycja w te obligacje była
opłacalna. W praktyce, żeby mieć środki na wykupienie obligacji, państwo
musi emitować kolejne obligacje i tak w kółko.
Jeżeli wydatki są
wyższe niż dochody, naturalnym jest, że powiększa się deficyt budżetu
(różnica wydatki – dochody). Żeby ten deficyt „zasypać”, trzeba albo
zwiększyć dochody (czyli np. podatki), albo zwiększyć zadłużenie państwa
emitując obligacje.
Im gospodarka jest „zdrowsza” tym „cena”
obligacji jest bardziej korzystna dla kraju, ponieważ ryzyko inwestycji
jest niskie i inwestorzy chętniej kupują takie obligacje. I odwrotnie –
jeżeli gospodarka ma problemy, wówczas ryzyko rośnie i kraj emitujący
obligacje musi zapłacić więcej inwestorom, żeby zachęcić ich do kupna
obligacji.
Jeżeli jakieś państwo postanawia zwiększyć swoje
wydatki, to musi mieć wówczas większe dochody (czyli np. zwiększyć
podatki albo wprowadzić nowe), w przeciwnym razie powiększy się deficyt budżetowy
(różnica między wydatkami a dochodami). Żeby zasypać ten deficyt może
np. wyemitować kolejne obligacje.
Trzeba uważać, żeby nie wpaść w
pętlę zadłużenia – im więcej jest długu, tym bardziej trzeba się
zapożyczyć i tym więcej trzeba zaoferować inwestorom, żeby zainwestowali
w obligacje. Czyli będzie trzeba jeszcze więcej pieniędzy, żeby je
później wykupić. W ten sposób dług publiczny coraz bardziej się
powiększa.
Przykłady:To tak jak byśmy brali pożyczkę w banku, a potem, żeby ją spłacić, brali kolejną w firmie pożyczkowej na coraz większy procent.Przykład Grecji pokazał, że w pewnym momencie obligacje greckie miały status śmieciowy i nikt ich nie chciał kupić, bo państwo było w praktyce niewypłacalne. Stąd niezbędne były programy pomocowe, bo Grecja nie była w stanie sama obsługiwać swojego długu. Bez tych programów Grecja by zbankrutowała – nie miałaby za co uregulować ani swoich poprzednich zobowiązań (pożyczek, obligacji itd.), ani bieżących (emerytury, pensje w budżetówce, policja, wojsko itp. itd.).
- Deficyt budżetowy
Art. 220. Konstytucji mówi, że „Zwiększenie
wydatków lub ograniczenie dochodów planowanych przez Radę Ministrów nie
może powodować ustalenia przez Sejm większego deficytu budżetowego niż
przewidziany w projekcie ustawy budżetowej.”
Oznacza to, że
na rządzących spoczywa prawo i obowiązek zaplanowania wydatków
publicznych budżetu państwa – mają to zrobić w ustawach, w tym w Ustawie
budżetowej. Jeżeli zaplanują deficyt (co jest normą), to nie może być
on większy niż w Ustawie budżetowej.
Oznacza to, że wydatki i
dochody muszą być dobrze zaplanowane. Ustawa budżetowa nie może być
„kreatywną księgowością”, tylko opartą na dobrej analizie realną
prognozą wpływów i kosztów.
Przykład: Mam pensję w pewnej wysokości i robię plan dochodów i wydatków na dany rok, w który mogę sobie wpisać np. co miesiąc dodatkowy wpływ 1000 zł, a potem wyjechać na wakacje na Dominikanę. Ale jeżeli nie jest to poparte żadnym planem dodatkowych zarobków, to ten dochód pozostanie na papierze, a na wycieczkę będę musiał wziąć pożyczkę. Papier wszystko przyjmie, niestety życie potem każe zapłacić.
Pamiętajmy – im większy jest deficyt budżetu (czyli im bardziej wydatki przekraczają dochody), tym bardziej państwo się
zapożycza, żeby ten deficyt sfinansować, i tym bardziej rośnie dług
publiczny.
Przypomnijmy też (pisaliśmy już o tym na blogu tutaj oraz tutaj), że
jeżeli ten deficyt jest zbyt duży to Unia Europejska może wprowadzić tzw.
procedurę nadmiernego deficytu, która zmusza kraj do mocnego
ograniczenia wydatków.
CO Z TEGO WYNIKA?
Po
pierwsze – finanse publiczne to nasze wspólne pieniądze, m.in. z
podatków. Dlatego mamy konstytucyjne prawo i obowiązek interesować się, jak są wydawane.
Po drugie – rząd ma prawo i obowiązek wydawania pieniędzy tak, jak uważa, i nikt tego nie neguje.
Po
trzecie – rząd ma obowiązek wydawać pieniądze publiczne
odpowiedzialnie, realnie planować dochody i wydatki przede wszystkim w
Ustawie budżetowej.
Po czwarte – rząd musi pilnować, żeby nie
zwiększyć zadłużenia państwa (długu publicznego) ponad określony
Konstytucją poziom 3/5 PKB.
Po piąte – odpowiedzialna polityka
gospodarcza wpływa na wiarygodność finansową kraju. Jeżeli deficyt
budżetu zaczyna przekraczać bezpieczne poziomy, wydatki i dochody nie są
planowane realnie, istnieje niebezpieczeństwo powiększenia długu
publicznego – agencje ratingowe mogą zmienić ocenę takiego kraju na
gorszą, a obligacje mogą mieć wyższą rentowność (więcej trzeba zapłacić
inwestorom, żeby ich zachęcić do ich kupna).
A CO TO MA WSPÓLNEGO Z DEMOKRACJĄ?
-
PiS wygrał demokratyczne wybory w dużej mierze dzięki temu, że proponował różnego rodzaju benefity, np.
program 500 zł na dziecko. Jest to program, który niesie ze sobą poważne koszty.
Jeżeli więc w demokratycznych procedurach wygrywa partia, która oferuje
zwiększenie wydatków publicznych, wymagamy, żeby były to wydatki
odpowiedzialne, realnie zaplanowane. Mamy też prawo wiedzieć jaki będzie
prawdziwy koszt takiego programu i jaki będzie on miał wpływ m.in. na
deficyt budżetowy, na dług publiczny, na wysokość podatków, na ceny w
sklepach, na ceny kredytów – czyli na koszt życia przeciętnego Polaka. Mamy do tego prawo.
CO MOŻE NIEPOKOIĆ?
1. Nie wiadomo, ile program 500 zł na dziecko ma naprawdę kosztować. Przykład? Informacja z 28 grudnia 2015.
„500+
droższy o prawie 4 mld. Rząd traci optymizm w sprawie programu 500 zł
na dzieci. Po konsultacjach międzyresortowych podniósł aż o 3,7 mld zł
prognozę skutków programu dla finansów publicznych w 2016 r. W kolejnych
latach koszty dla państwa także będą wyższe niż zakładano, i wyniosą
niemal 23 mld zł rocznie. W takiej formie projekt zostanie teraz poddany
konsultacjom społecznym”. (Dziennik Gazeta Prawna)
2. Jest sporo wątpliwości co do tego, czy ten program jest dobrze przygotowany i oparty rzeczywiście na dogłębnej analizie.
Przykłady? Zmieniają się koncepcje dla kogo i na jakich warunkach ma
być ten benefit (biedniejsi, bogatsi?). Najpierw mówiło się, że ten
dodatkowy dochód będzie uwzględniany przy wyliczaniu uprawnień do
zasiłków (czyli wiele osób utraciłoby zasiłki), potem znowu, że nie
będzie uwzględniany (jeszcze większy koszt dla budżetu).
3.
Program 500 zł na dziecko ma być finansowany podatkiem bankowym i ubezpieczycieli,
podatkiem od supermarketów, uszczelnieniem podatków, zwiększeniem
deficytu budżetowego.
a) Podatek bankowy i ubezpieczycieli
– ustawa o podatku przewiduje tylko wpływy. Jest wątpliwość co do
wysokości tych wpływów, bo niedawno KNF (Komisja Nadzoru Finansowego)
wyliczyła, że biorąc pod uwagę stan na koniec października 2015 i aktywa
instytucji, które objąłby podatek, wpływy podatku byłyby mniejsze. Czyli
wpływy w ustawie są przeszacowane? Na czym się opierają?
Ustawa o
podatku bankowym nie zawiera w ogóle informacji o kosztach. Istnieje
uzasadniona obawa, że banki odbiją sobie ten podatek podnosząc marże i
prowizje. Już wiele banków tak zrobiło. Spowoduje to zmniejszenie liczby
udzielanych kredytów, gdyż staną się droższe i mniej osób będzie na nie stać. Będzie miało to wpływ też na
poziom makroekonomiczny, bo kredyty mają spory udział w PKB – im mniej
kredytów, tym mniejszy wzrost PKB.
Dodatkowo zmieniają się
koncepcje co do szczegółów tego podatku – np. nie wiadomo jaka będzie
ostatecznie stawka dla ubezpieczycieli. Poza tym na razie wygląda na to,
że większość podatku od ubezpieczycieli zapłaci PZU. Czy to spowoduje
wzrost kosztów za polisy? Nie wiadomo.
b) Podatek od supermarketów – istnieje obawa, że supermarkety będą obchodzić podatek dzieląc się na mniejsze. Poza tym koszty mogą przerzucić na klientów. Ucierpieć na tym mogą też polscy dostawcy (firmy, rolnicy), bo będą zmuszeni zejść z
ceny, żeby marketom się opłacało. Jeżeli tego nie zrobią, supermarkety
mogą korzystać z dostawców zza granicy.
c) Uszczelnienie podatków
– ekonomiści mówią, że to bardzo dobry kierunek, tylko że wpływy z tego
tytułu nie mogą być zbyt precyzyjnie oszacowane, bo nie wiadomo, ile tak
naprawdę uda się uszczelnić. W związku z tym zachodzi obawa, że wpływy w
budżecie z tytułu podatków są przeszacowane.
d) Deficyt budżetowy –
rząd tak naprawdę sztucznie przesunął wpływy ze sprzedaży
częstotliwości LTE z roku 2015 na 2016. W ten sposób zwiększył deficyt
na 2015 i zmniejszył na 2016. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że jest to
sztuczny zabieg księgowy w celu zmniejszenia deficytu na 2016.
Rząd
poprawkę do ustawy budżetowej na 2015, polegającą na zwiększeniu deficytu, tłumaczył mniejszymi wpływami z VAT. Tylko nie jest to do końca prawda,
ponieważ sytuacja nie wymagała zwiększenia deficytu (pisaliśmy już o tym tutaj) – deficyt budżetu w listopadzie był mniejszy od planowanego
wcześniej, więc nie wymagał korekty.
Deficyt w 2016 może być też większy, ponieważ wpływy do budżetu mogą być przeszacowane (patrz wyżej). Istnieje
realna obawa, że Polska zostanie znowu objęta unijną procedurą
nadmiernego deficytu, z której dopiero co latem 2015 r wyszliśmy.
4. Sejm zmienił też tzw. regułę budżetową
Chodzi
o to, że do tej pory wprowadzono pewną regułę, która wyznaczała limit
wydatków (pisaliśmy już o tym na blogu). Reguła ta była oparta m.in. na
wysokości inflacji – im inflacja większa, tym dodatkowe wydatki mogą być
większe. Z tym, że ostatnio w Polsce mamy deflację, czyli dodatkowe
wydatki są niemożliwe. Teraz realną inflację zastąpiono tzw. celem
inflacyjnym, czyli odgórnie wyznaczonym limitem. Pozwala to na
bezproblemowe dodatkowe wydatki z budżetu.
5. PKB i inflacja przeszacowane?
Rząd
podał prognozy PKB i inflacji, tymczasem większość ekonomistów uważa je
za przeszacowane. Oznacza to np., że rząd prawdopodobnie nie wziął pod
uwagę niektórych czynników (np. spadku akcji kredytowej), a wyższa
zakładana inflacja pozwoli mu na zwiększenie wydatków (patrz powyżej).
6. Jakie są cele 500+ i czy zostaną one osiągnięte?
Rząd
zakłada, że program 500 zł na dziecko zwiększy dzietność. Tymczasem transfery
bezpośrednie nie są wcale najlepszym narzędziem polityki prorodzinnej
(lepsze są inwestycje w instytucje publiczne typu przedszkola, żłobki
oraz wyrównywanie szans kobiet na rynku pracy). Stąd istnieje obawa, że
nie przyniesie on oczekiwanych rezultatów (pisaliśmy o tym już na blogu). Czemu więc ma służyć ten program?
PODSUMOWUJĄC
1.
Wbrew zapowiedziom władzy są obawy, że program 500+ nie jest wcale
dobrze zaplanowany i nie są pewne jego najważniejsze założenia, źródła
finansowania i efekty.
2. Istnieją uzasadnione obawy, że za obietnice PiS zapłacimy wszyscy.
3.
Koszty programu są bardzo duże i rząd sam je koryguje w górę, natomiast
nieznany jest tak naprawdę wpływ tego programu na stan finansów
publicznych i konstytucyjnych limitów ani w krótkim, ani w średnim, ani w
długim okresie.
MAMY KONSTYTUCYJNE PRAWO DO WYMAGANIA ODPOWIEDZIALNEJ POLITYKI FINANSOWEJ